Komu golonka wyborcza, komu miska ryżu, czyli... czy Szlęzak wróci do gry?

Image

Do czego posuną się kandydaci żeby zaistnieć? Czy wszystko można w myśl zasady: nie ważne czy o nas dobrze mówią, ważne, że w ogóle mówią? Ta debata z udziałem Szlęzaka przejdzie do historii.

Rzeszowska telewizja zorganizowała debatę, na którą zaprosiła kandydatów do Sejmiku Województwa Podkarpackiego. W studio usiedli między innymi popularni w Stalowej Woli Daniel Hauser, Lidia Błądek, Bronisław Tofil i Andrzej Szlęzak. Ten ostatni dobrze jest znany stalowowolskim obywatelom, bo przez 12 lat sprawował mandat radnego, a przez kolejne 12 lat był prezydentem Stalowej Woli. Zaczynał od startu z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Potem „romansował” ze Stronnictwem Narodowo- Demokratycznym, Przymierzem Prawicy, popierał Janusza Korwin- Mikkego i Nową Prawicę, współpracował kolejno z Ruchem Narodowym i z Polską Razem, PSL. Politycznie więc był zmienny uczuciowo i niestały w partyjnym świecie, choć przyznać należy, że o sobie często mówi, że jest endekiem.

Kończy się czas „oswajania” wyborców ze swoim wizerunkiem. Ostatnia prosta to próba wbicia do głowy wyborcom: Uwaga: jestem! Patrzcie właśnie na mnie! To mnie wybierzcie! Jedni wożą więc ze sobą bannery z hasłami ośmieszającymi politycznych rywali, inni jeżdżą po mieście krzycząc przez megafony, jeszcze inni zaklejają rywalom plakaty wyborcze. Są też tacy, którzy szukają darmowej reklamy wszędzie tam, gdzie tylko się da. Bywa, że ci, którzy przez całą minioną kadencję nie raczyli otworzyć buzi i wyrazić swojego zdania teraz proszą o poparcie. Czy go znajdą po raz kolejny? Wyborcom może już nie wystarczyć, że ich przedstawiciele podniosą rękę i odbiorą comiesięczną gażę „aktorską”. Kolokwialnie mówiąc ich przekonanie, że swoją osobą w ogóle zaszczycili samorząd, mogą mieć w głębokim poważaniu.

Szlęzak powiedział kiedyś: „Odniosłem wielki sukces, cała Polska być powinna mi wdzięczna, ponieważ za moją sprawą Jarosław Kaczyński po raz pierwszy przeprosił za cokolwiek.” – tak było na wiecu wyborczym w Stalowej Woli, kiedy to Jarosław Kaczyński faktycznie przeprosił za poparcie Andrzeja Szlęzaka w wyborach samorządowych. Zabawna sytuacja, która została zapamiętana przez wielu. Zresztą może to i sukces, że sam wódz zapamiętał pewne nazwisko ze Stalowej Woli?

Szlęzak z kretesem przegrał ostatnie wybory prezydenckie. Musiał usunąć się ze świata polityki. Mógł zaszyć się w swoim świecie książek i napisać wspomnienia, ale o ile nam wiadomo, tego nie zrobił. Miał grono swoich wielbicieli politycznych. I choć przez cztery lata mocno się wykruszyli, to jak to bywa w miłości (także tej politycznej) najgorliwsi pozostali. Kiedyś byli tacy, którzy podniecali się tym, że był butny, że miał własne zdanie, ale nie sztuka wojować z całym światem siedząc na najwyższym krzesełku w gminie, trzymając w ręku różnego koloru sznurki. Szlęzak walczył więc z krzyżem, walczył z przedszkolami. Tak oceniał Powstanie Warszawskie: „Kto idzie z gołymi rękami na czołgi, jest szaleńcem. Kto posyła innych z gołymi rękami na czołgi, jest zbrodniarzem. Kto tego nie rozumie, jest głupcem”. Wielu te zdania oburzyły bardzo mocno, bo co komu do oceniania po prawie wieku zrywu tych, którzy mieli już dość cudzego buta nad sobą? Dla obrońców powstania to plucie w twarz nieznanym bohaterom. Historia ocenia ich różnie, ale nie trzeba zapominać, że i dzisiejszych „bohaterów” przyjdzie czas kiedyś ocenić. Nie sztuka z perspektywy lat siedząc za biurkiem na krzesełku wyściełanym atłasowymi poduszkami, mając przed sobą liczne opracowania historyczne, a co za tym idzie, dane godne stratega, bawić się w boga.

Wróćmy do czasów współczesnych. Pamiętamy jak 3 lata temu Andrzej Szlęzak postanowił podziałać w parlamencie, ale i tym razem postawił na niewłaściwego konia, bo partia, która go przygarnęła została przez Polaków potraktowana, oględnie mówiąc, z buta. Podczas rzeszowskiej debaty mówiono wiele o przyszłości. Ale asem z rękawa sypnął Szlęzak wyciągając z teczki „kolację”: golonkę po bawarsku i torebkę ryżu. Wszystko w stanie wprawdzie surowym, no ale jednak. A w tym wszystkim nie chodziło o spożycie, lecz o ukazanie prawdziwego oblicza PiS-u. Szlęzak w ten sposób nawiązał do wypowiedzi premiera Morawieckiego jakoby Podkarpacie miało być drugą Bawarią, choć golonkę po bawarsku jeść według niego będą tylko członkowie PiS i ich rodziny, bo innym zostanie jeno sznur… o przepraszam… miska ryżu.

Komentarze

Dodaj swój komentarz

Przed publikacją zapoznaj się z Polityką Prywatności. Pamiętaj ponosisz odpowiedzialność za swój wpis!
By sprawdzić czy nie jesteś bootem, wpisz wynik działania: 1 + 2 =