Grupa Solo- rejs po Bałtyku

Image

Od 3 lat Grupa Solo, we współpracy z firmą Wiśniowski, Porta, Salamander, Glassolution oraz Aliplast, organizuje konkurs dla najlepszych partnerów handlowych oraz handlowców ze sprzedaży wybranych produktów oferowanych przez Grupę Solo.

Półroczna rywalizacja wyłania zwycięzców, którzy w nagrodę otrzymują możliwość udziału w regatach.

Jednakże przeprowadzenie imprezy w 2020 roku nie było ani łatwe, ani bezpieczne. W sumie do samego końca rejs stał pod znakiem zapytania. Powolne znoszenie obostrzeń jakie Rząd RP wprowadził z powodu pandemii, nie było na tyle radykalne, aby można było otwarcie i wprost podejmować decyzje związane z organizacją imprezy.

Summa summarum udało się, mamy połowę czerwca, a my jesteśmy już po wydarzeniu i jak było? Pozwólcie, że w paru zdaniach przedstawię relacje z rejsu.

Pierwszy dzień, przyjazd do Gdańska do Mariny w Górkach Zachodnich gdzie odbieraliśmy 5 jachtów, przebiegał bez zaskoczeń. Rozpogodziło się i wszyscy nabrali apetytu na żeglowanie. Skiperzy przygotowali swoje załogi do rejsu, a my, opiekunowie z Grupy Solo, zadbaliśmy o prowiant i wyposażenie jachtów. Podróż przez Zatokę Gdańską z początku przypominała żeglowanie po mazurskich jeziorach, z uwagi na lekki wiatr, który co prawda umożliwiał rozwinięcie wszystkich żagli, ale nie był na tyle silny aby rozwinąć pełną prędkość. Po wypłynięciu na środek zatoki, sytuacja mocno się zmieniła. Południowo- wschodni wiatr, idealny do kierunku podróży, wyciskał z żagli i z nas ostanie poty.

Sielanka jaka panowała z początku na jachtach, zamieniła się w ciężką harówkę. Każdy z uczestników wyprawy otrzymał rolę i był odpowiedzialny za określone czynności, co z początku powodowało jeszcze większe zamieszanie. Z czasem jednak załogi coraz sprawniej wykonywały polecenia kapitanów, wybieranie lin, zwroty na rufę czy manewrowanie na zatłoczonym akwenie, stawały się coraz łatwiejsze i precyzyjniejsze. Żeglowanie po rozkołysanej zatoce musiało zebrać swoje żniwo, część z podróżujących, zwłaszcza debiutantów morskich wycieczek, opłaciło przeprawę mdłościami, a nawet chorobą morską, z wszystkimi jej konsekwencjami. Cel jakim była, gdańska marina, ostatecznie został osiągnięty. Po pierwszym dniu rejsu wszyscy chętnie wyruszyli w miasto, gdzie w ciepłą, gwieździstą noc jedzono, pito i dzielono się wrażeniami do późnych godzin.

Nazajutrz pogoda się zmieniła, od rana padało, więc i nastroje po kiepsko przespanej nocy były z początku niewesołe, z początku powiadam, gdyż po porannym prysznicu, sutym śniadaniu i … małym co nieco wszystkim humor powrócił. Wszystkie załogi miały wypłynąć z portu przed godziną jedenastą w kierunku Helu, co przy sprzyjającej pogodzie oznaczało 4 godziny rejsu. Płynąc Motławą w kierunku morza, powoli mijaliśmy otaczające nas z obu brzegów zakłady stoczniowe, pełne różnej wielkości jednostek pływających. Ogromne żurawie i dźwigi trzeszczące od zawieszonych kontenerów i wszelkiego rodzaju ładunków, obsługiwali krzątający się dookoła robotnicy. Gdańsk żyje i ma się dobrze, miasto zrobiło spore wrażenie nawet na tych, którzy znali je wcześniej z licznych odwiedzin, jednak nigdy nie mieli możliwości obejrzenia od strony rzeki, która przecina je dokładnie w poprzek. Po wypłynięciu na zatokę wiatr przybrał na sile na tyle, że kapitanowie postanowili płynąć na silnikach. Wiatr był zbyt silny, a zacinający deszcz praktycznie uniemożliwiał przebywanie na zewnątrz jachtów. Po 4,5 godzinach żeglugi dotarliśmy w końcu na Hel, gdzie udaliśmy się od razu na kolację oraz na spotkanie integracyjne w miejscowym pubie. Burza jednak nie odpuszczała, po jednym z piorunów wysiadł prąd na całym Helu. To jeszcze bardziej zintegrowało grupę, zmęczeni, a jednak szczęśliwi, przy blasku świec, przy akompaniamencie gitar i akordeonu, śpiewaliśmy i śmialiśmy się prawie do brzasku. Nazajutrz obudził nasz sztorm. Podróż z powrotem w kierunku Sopotu, zaplanowana na południe, okazała się niemożliwa. Ryzyko przeprawy okazało się zbyt duże, kapitanowie uznali, że najbezpieczniej będzie odczekać aż wiatr ucichnie i wypłynąć po południu. Tak też się stało. Po godzinie 16.00 wiatr ucichł, jednak morze było wciąż rozkołysane, co prognozowało emocje w drodze powrotnej do Sopotu. Dodatkowo napęd w jednym z jachtów popsuł się i możliwe było podróżowanie wyłącznie na żaglach, co jeszcze bardziej opóźniło przeprawę do Sopotu, gdzie umówiony późny lunch w kultowym barze Przystań. Zamienił się on na późną kolacje. Jednak warto było, ryba jaką serwuje lokal zasługuje na najwyższą ocenę, czego niestety nie można powiedzieć o sanitariatach w Sopocie. Cała Marina dysponuje zaledwie jedną męską i damską toaletą, co powoduje niewyobrażalne wręcz trudności i frustracje żeglarzy stacjonujących w porcie.

Opóźnienie spowodowane pogodą oraz awarią uniemożliwiły odwiedzenie Gdyni, która również znajdowała się w planie rejsu po zatoce. Poranek przy molo w Sopocie okazał się słoneczny i zapowiadał przyjemną podróż w kierunku Górek Zachodnich. Załogi wyruszyły bardzo wcześnie, chcąc zdążyć do celu jeszcze przed południem.

Ostatecznie wszyscy uczestnicy, cali i zdrowi, dotarli na miejsce skąd wyruszali kilka dni wcześniej.

Wszyscy przywieźli z wyprawy nowy bagaż doświadczeń, ciekawe i niezapomniane przeżycia, które pozostaną z nami z pewnością na długo.

Rejs po Bałtyku okazał się wydarzeniem zapewniającym zdecydowanie intensywniejsze przeżycia niż wcześniejsze wyprawy na Mazury. Wymagał od uczestników znacznie większego zaangażowania i poświęcenia, odpłacił natomiast niesamowitymi przeżyciami i zdobytym doświadczeniem w żegludze. Grupa Solo, razem z partnerami firmą Wiśniowski, Porta, Salamander, Glassolution oraz Aliplast, serdecznie dziękuje wszystkim uczestnikom oraz osobom zaangażowanym w organizację rejsu za wytrwałość i konsekwencję w realizacji wydarzenia, z pewnością to nie jest ostatnia wspólna impreza po żaglami.

Ahoj, Żeglarze…

Product Menager | Grupa Solo
Andrzej Woszczyna

Przewiń do komentarzy






Komentarze

Możliwość komentowania tego artykułu została wyłączona